SONY DSC

Wake Jigwobbler – jak i co na niego łowić?

Świat sprzętu wędkarskiego rozwija się bardzo dynamicznie. Firmy wędkarskie tworzą nowe koncepcje, przynęty, które mają za zadanie pomóc wędkarzowi przechytrzyć bestię z podwodnych, tajemniczych głębin. Niektóre przynęty szybko giną w otchłani zapomnienia, inne zostają w pamięci na dłużej a niektóre, wpisują się w stały kanon wędkarstwa spiningowego. Jak na tym w tym zestawieniu wypada Jigwobbler od Wake Fishing? O tym będziecie się mogli przekonać, czytając nasz najnowszy artykuł. Zapraszam na recenzję Jigwobblera!

Jigwobbler – co to takiego?

Od lat zastanawiałem się co by było, gdyby połączyć wobler z cechami typowej przynęty do łowienia techniką opadu.
Na to pytanie nie znajdywałem odpowiedzi przez długi czas. Co prawda żyłka wędkarskiego majsterkowicza zmusiła mnie do kombinowania – na przykład łączenia woblera z czeburaszką. Niestety, taki zestaw spisywał się średnio, ponieważ woblery sterowe zaczynały „dzikować” a ich praca nie dawała mi satysfakcji i pozostawiały po sobie pewien niedosyt.

SONY DSC

O firmie Wake Fishing dowiedziałem się na początku roku 2016. Gdy tylko przejrzałem ofertę ich przynęt w oko rzucił mi się Jigwobbler – jak się później okazało, flagowa przynęta tej marki. Wiedziałem, że muszę go mieć, więc zwróciłem się do firmy z prośbą o podesłanie testowego setu tych przynęt. Pozytywna odpowiedź niezmiernie mnie ucieszyła. Budowa przynęty jest  prosta, ale i unikatowa ponieważ została opatentowana. Nie znalazłem zbliżonej konstrukcji przynęty u firm konkurencyjnych i gwarantuję Wam – Wy również nie znajdziecie chyba, że jakiś producent będzie chciał narazić się na proces sądowy stosując w swoich przynętach opatentowane rozwiązania firmy Wake.

SONY DSC

Diabeł tkwi w szczegółach.

Jestem czepialski. Wręcz chorobliwie. Ta cecha często przebija się w moich artykułach testowych podkreślona moim przekonaniem, że diabeł zawsze tkwi w szczegółach. Nie byłbym sobą gdybym nie uczepił się opakowania. Podłużne plastikowe opakowanie, z papierowym wnętrzem, na którym znajdziemy nazwę i logo firmy, podany rozmiar i wagę, oraz opisaną akcję przynęty.

9

Pudełko niestety nie wyróżnia się niczym, a wręcz zlewa się z innymi produktami na sklepowej półce. Podobnie swoje przynęty pakują firmy np Sebile lub… Jaxon. W dzisiejszych czasach, gdy komunikacja wizualna jest najskuteczniejszą drogą do klienta, radziłbym firmie Wake przemyślenie sposobu, w jaki mogliby odróżnić się od konkurencji. Tymczasem poprawne, choć oklepane już opakowanie, nie powinno spłoszyć starszych wędkarzy ani zniechęcić młodszych przedstawicieli do zakupu.  Być może o to firmie Wake chodziło, lecz jakoś argument ten mnie nie przekonuje.

Jigwobbler występuje w czterech rozmiarach: 5cm, 6,5cm, 8cm oraz 15cm. Opisywanego woblera znajdziemy w dwóch wersjach, wolnotonącej, która pozwoli nam łowić przynętą w strefie płycizn oraz wersja szybkotonąca, która umożliwi nam prowadzenie przynęty na głębszej wodzie. W ofercie fińskiej firmy znajdziemy 12 kolorów, które pomogą nam dopasować się do gustów mieszkańców rodzimych wód. Za tak szerokie spektrum zastosowania należy się ogromny plus.

SONY DSC

Plac budowy.

Przynęta firmy Wake jest bardzo ciekawa i intrygująca. Prosta a zarazem, wyjątkowa i dopracowana w każdym szczególe. Jigwobbler składa się z ołowianej główki, do której dołączony jest plastikowy korpus ze sterem, oraz kotwiczka. Główka przynęty jest zaprojektowana bardzo przemyślanie. Podobny system znajdziemy np. przy blaszkach obrotowych Mepps Lusox.

Długi trzon, z drutu kwasoodpornego, który w pewnym stopniu zmniejsza prawdopodobieństwo
obcinki przez szczupaka jest ciekawym rozwiązaniem, szczególnie w mniejszych rozmiarach przynęty, gdy wędkarz nastawia się na okonia bez stosowania przyponu wolframowego.

SONY DSC

Kolejnym szczegółem, na który zwróciłem uwagę ( i z pewnością niejeden okoń) jest duże oko 3D, które potrafi sprowokować znudzonego pasiaka do ataku. Gwarantuję wam, że mało który okoń przepuści okazję do skosztowania takiej przynęty. Firma Wake skupiła się mocno na detalach co widzimy między innymi przy perfekcyjnie wykonanej fakturze łusek, zarysie skrzeli czy lini bocznej oraz bocznych płetw. Przerzuciłem już setki woblerów. Niestety wiele z nich okazywało się być dobrymi do pierwszej ryby, potem piękne szczegóły odchodziły w niepamięć razem z farbą, w efekcie czego zostawał goły, rozebrany korpus takim, jakim go linia produkcyjna zrodziła. Na szczęście struktura Jigwobblera została wykonana bardzo odpornie na szczupacze zęby czy okoniową tarkę i przynęta nawet po wielu braniach wygląda bardzo dobrze.

SONY DSC

Wędkarskie prawidło mówi, że „Twój zestaw jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo”. Z tym stwierdzeniem nie można polemizować. Kotwiczka i mocne kółko łącznikowe to element, który pozwoli nam wyjąć życiową rybę z wody. Często w nowo zakupionych przynętach jesteśmy zmuszani do wymiany kotwiczek i kółek łącznikowych – ten element potrafi bardzo podnieść ostateczną cenę naszej przynęty. Plusem na korzyść producenta Jigwobblera jest fakt, że przynęta została wyposażona w naprawdę solidne kotwice (w małych rozmiarach jedna kotwiczka, w większych dwie.). O kotwiczkach Jigwobblera można powiedzieć bardzo dużo, jednak streszczę się do faktu, że są one ostre, nigdy nie wyprostowały mi się na rybie i niestety, nigdy na zaczepie…

A kto to wszystko pozjada?

Często takie pytanie możemy usłyczeć na rodzinnych uroczystościach, stół pełen smakołyków przeznaczony dla całej rodziny- każdy znajdzie coś znajdzie dla siebie. W tym momencie nasuwa się wędkarska analogia, stół ze smakołykami zmienia się w pudło pełne równie smakowitych Jigwobblerów, a zamiast rodziny mamy stada wygłodniałych ryb. Jigwobbler to przynęta niesamowicie uniwersalna. Możemy bez problemu dobrać się do wszystkich drapieżnych ryb w Polskich wodach, takich jak szczupak, okoń, sandacz, sum, boleń czy pstrąg – to gatunki ryb, które z pewnością zaatakują z chęcią tę przynętę.

SONY DSC

Poligonem doświadczalnym, na którym sprawdzałem moje Jigwobblery było duże, na wszelki wypadek tajemnicze z nazwy jezioro, które według wielu wędkarzy zostało uznane za zupełnie przetrzebione z ryb. Takie warunki stawiały przed testowanymi przynętami od Wake nie lada wyzwanie. Najtrudniejszym do osiągnięcia sukcesem, a zarazem najpoważniejszym przeciwnikiem był oczywiście sum. Niespodziewanie, udało się go przechytrzyć już w pierwszych kilku rzutach. I rozmiar nie ma w tym wypadku żadnego znaczenia…

13700966_2066446103580515_3082103374616950430_o

Złap zandera na Jigwobblera! 

Wąsko pracujący wobler na dużych rzekach nizinnych jest przynętą zagłady dla sandaczowych smoków, jednak łowienie takimi woblerami w jeziorach rzadko przynosi efekty. Jeziorowe sandacze najczęściej są wręcz przyklejone do dna dlatego płytko schodzący wobler nie jest w stanie zmusić leniwego zeda do ataku. I tutaj zaczyna się pole do popisu dla Jigwobblera. Wcześniej sandacze z dna mogłem łowić tylko i wyłącznie na koguty czy gumy. Teraz, gdy praca znanych im już dobrze kogutów czy gum nie przekonuje do ataku, moim asem w rękawie okazał się Jigwobbler. Jeziorowe i rzeczne sandacze, mimo różnicy środowisk w jakich żyją, mają jednak całkiem zbliżone upodobania.
Jigwobbler ma drobną pracę, którą sandacze wręcz uwielbiają. Przy ich łowieniu najlepiej spisywał się Jigwobbler opisany jako fast sinking, czyli szybko opadający.

SONY DSC

Większość czasu ostatnio spędzam na spiningowaniu z brzegu, co w wielu przypadkach ogranicza mi możliwość doboru przynęt, które jestem w stanie dorzucić i poprawnie prowadzić w obrębie żerowania sandaczy. Przynęta od Wake cechuje się niesamowitymi właściwościami lotnymi i dzięki temu, rzucałem nim znacznie dalej niż gumą o tej samej gramaturze. Różnica odległości była spora, na oko około 10metrów. Nawet przy łowieniu z brzegu, taki dystans potrafi zadecydować o tym, czy rzut zakończy się holem, czy też będzie pusty. W trakcie moich kilkutygodniowych testów, Jigwobblerem złowiłem kilkadziesiąt sandaczy w przedziale 35-65cm. Większość brań miała miejsce na 3,5metrowym blacie gdzie techniką opadu z podwójnym podbiciem idealnie szło sprowokować ryby do ataku. Dowodem tego może być fakt, że sandacze atakowały Jigwobblera bardzo agresywnie.

SONY DSC

Znając sandacze i ich twarde paszcze miałem obawy o to czy będę w stanie odpowiednio zaciąć je Jigwobblerem, ponieważ mimo wszystko moc zacięcia poprzez podzielony korpus trochę się rozkłada. Moje obawy okazały się
jednak nie mieć potwierdzenia w rzeczywistości. Używając szybkich wędzisk o dużym zapasie mocy, groty kotwicy idealnie zapinały sandacze. Jednego dnia na 10 brań sandaczy 8 sztuk zostało wyholowanych
dlatego skuteczność 80% trafionych ryb napawa optymizmem.

„Szczęki” – edycja polska.

Z pewnością każdy z was kojarzy emocjonujący film Stevena Spielberga (adaptację na podstawie bestsellerowej powieści Petera Benchleya) pod tytułem szczęki. Bohaterowie tej książki mogli zmierzyć się z gigantycznym śmiercionośnym rekinem. W naszych wodach próżno szukać jeszcze rekinów, lecz mamy ich substytut w postaci centkowanych, trzcinowych rozrabiaków – mam na myśli oczywiście szczupaki. Często łowienie tego gatunku potrafi być niesamowicie ekscytujące i potrafi przyprawić wędkarza o zawał serca, gdy kilkudziesięciocentymetrowa ryba odprowadza przynętę aż pod same nogi. Panuje stereotyp, że szczupak to tylko duże przynęty – często jest on trafny. Jednak kolejne wędkarskie porzekadło mówi, że „Małą rybę wszystko zeżre” i mimo jego banalności trudno się z nim nie zgodzić. W moim przypadku, do łowienia w okolicy trzcin najlepiej spisał się Jigwobbler o długości 6,5cm i wadze 12 gramów. Szybkie, prawie boleniowe prowadzenie Jigwobblera z krótkimi, 2-3sekundowymi przerwami przyniosło mi bardzo dużo brań ryb w przedziale 40-60cm. Mimo tego, że zazwyczaj używałem wolframowego przyponu,
nigdy nie zdarzyło się żeby, szczupak był w stanie uderzyć powyżej długiego trzonu Jigwobblera co tylko potwierdza wcześniejszą tezę, że dzięki długiemu trzonowi z drutu jesteśmy bardziej zabezpieczeni przy łowieniu tą przynętą przed obcinką, niż w przypadku innych, standartowych przynęt.

Tygrysek z małej górki.

Na koniec zostawiłem sobie opis łowienia okoni, które były moim głównym celem do złowienia z pomocą Jigwobblera. Okoń to niesamowita ryba – jest bardzo ciekawski i zawsze głodny, ale potrafi być też niesamowicie wybredny. Wiele przynęt, które miały okazać się okoniowymi kilerami, leżą zapomniane w pudełkach bo często nie przynosiły oczekiwanych efektów. Czy taka sytuacja jest winą przynęty? To pytanie nigdy nie będzie miało jednoznacznej odpowiedzi ponieważ często wina leży po obu stronach- przynęty oraz wędkarza,
który nie potrafi wykrzesać z wabika całego potencjału.

SONY DSC

Jigwobbler to przynęta, która dedykowana jest raczej dla wędkarzy z dużym stażem wędkarskim – posiadających doświadczenie i wiedzę na temat tego jak, gdzie i kiedy spisze się najlepiej. Tutaj warto kombinować z kolorystyką i wykorzystać przynajmniej dwa skrajne kolory. Naturalny, srebrny kolor z czarnym grzbietem, który może imitować uklejkę, płotkę, drobnego leszczyka, oraz kolor fluo w paski, przypominający napromieniowanego okonia rodem z wód Czarnobylskiej Prypeci.

14040173_2093709877520804_3311993973256729287_n

Okoń lubi przynęty, które wiernie imitują jego pokarm, ale korzystając z jego ciekawskiego usposobienia kolory fluo, też potrafią „pozamiatać”. Biorąc tylko dwa Jigwobblery w skrajnych kolorach wiedziałem, że mam to, co jest mi niezbędne. Taki wybór odciążył moje plecy ponieważ niosłem dodatkowo tylko 20 gramów w torbie, co okazało się bardzo wygodne i skuteczne. Nie traciłem czasu na filozofowanie i zmienianie przynęt tylko łowiłem tą samą przynętą przez dłuższy okres i taką taktyką łowiłem przez większość lata. Efekty nie przyszły natychmiastowo – kilka pierwszych godzin bez konkretnych brań sprawdziło moją siłę woli lecz nagle.. worek z tygryskami się otworzył.13903410_2079469108944881_803253511760359962_n

Potrzebowałem chwilę, żeby zrozumieć jak muszę podać przynętę, żeby było to atrakcyjne. Okonie z małej górki nie wymagały czarów, wymagały tylko bardzo drobnych i częstych podbić stosunkowo lekką przynętą. Takie prowadzenie dodatkowo aktywizowało umieszczoną w korpusie przynęty grzechotkę co było irytującą muzyką dla okoni, które
za wszelką cenę chciały się jej pozbyć. Tym sposobem znalazłem mojego okoniowego kilera numer 1 na najbliższe kilka sezonów.

SONY DSC

X-fast a może medium?

Łowienie przynętami opadowymi do których z pewnością możemy zaliczyć Jigwobblera jest w pełni skuteczne tylko przy wędkach sztywnych, o akcji szczytowej. Wykorzystanie potencjału przynęty jest bardzo ważne. Pełnię możliwości prowadzenia tego typu przynęt mamy właśnie przy wędkach oznaczonych jako X-Fast.

SONY DSC

Zalety stosowania takich wędek w połączeniu z tymi przynętami poczujemy natychmiastowo – prowadzenie będzie komfortowe a brania będą idealnie wcinane. Moim zdaniem, Jigwobbler to przynęta, którą powinniśmy wiązać do plecionek. Przemawia za tym kilka powodów. Przede wszystkim żyłka, w przeciwieństwie do plecionki, nie pozwoli nam na perfekcyjne panowanie nad przynętą i na mocne wcinanie sandaczy. Kolejnym plusem na korzyść tej drugiej jest możliwość uratowania przynęty z zaczepu, co w przypadku kosztującego 40zł Jigwobblera z pewnością dla niejednego będzie miało znaczenie. Wędkarze, którzy mają komfort łowienia z jednostek pływających powinni móc w pełni wykorzystać budowę Jigwobblera (długi trzon) ponieważ wyciąganie tej przynęty z zaczepu z pomocą wyczepiacza jest bardzo skuteczne.

SONY DSC

I ja tam byłem i ryby łowiłem.

Innowacyjna konstrukcja firmy Wake Fishing wyróżnia się w zdecydowanie na tle konkurencji. 12 wzorów kolorystycznych, kilka typów akcji i rozmiarów pozwoli nam dobrać się do dosłownie każdego drapieżnika z rodzimych wód. Jeśli ktoś zaproponowałby mi wyjazd na nieznaną wodę, o której nie wiem nic, i pozwoliłby mi spakować tylko 5 przynęt, jedną z nich byłby bez wątpienia Jigwobbler, który jest szalenie uniwersalny. Ta przynęta z pewnością znajdzie wielu zwolenników wśród polskich wędkarzy, którzy lubią mieć przynęty dopasowane do różnego rodzaju wód. Świeżość, która powiewa od tej przynęty, może mieć kluczowe znaczenie gdy łowimy na wodach, w których ryby widziały już wszystko. Element zaskoczenia może przechylić szalę na naszą stronę i pozwolić nam na pokonanie wielu pięknych ryb. Szczerze i gorąco polecam!