IMG_0450

Dragon Manta Drop Shot II

Test i recenzja kołowrotka Manta II Drop Shot

Ufff, na szczęście – okres mrozu i śniegu to nie tylko okonie, ale również klenie, jazie czy pstrągi, które chętniej niż zwykle żerują na drobnicy. Nawet zimą, spinningista może mieć ręce pełne roboty, jednak przechytrzenie któregokolwiek z tych gatunków nie jest rzeczą prostą. W każdym razie – łatwo nie będzie…

IMG_0450

Gdybym miał wymienić rzeczy, które zimą są gwarantem sukcesu, w moim zestawieniu kluczowe pozycje zajęły by. sprzęt oraz ubranie. Paranoja, nieprawdaż? Przynęty, technika, łowisko – wszystko to schodzi na drugi plan. Niezależnie od tego, na jakie ryby się nastawiamy, przy niskich temperaturach każdy rodzaj spinningu (od ultra lighta po ciężki) wymaga użycia dobrego pod względem konstrukcyjnym kołowrotka, a każda wyprawa – ubrania, które zapewni nam niezbędny komfort termiczny. Dzisiaj, skupię się na tym pierwszym – opisując dla Was moją Mantę II Drop Shot, bez której nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek odmiany zimowego spinningu. O ubraniu natomiast, przeczytacie następnym razem.

IMG_0446

Zderzenie dwóch epok
Jeszcze dwa sezony temu, nie przykładałem szczególnej uwagi do kołowrotka, jakiego używam podczas zimowych wypraw na klenie czy okonie. Łowiłem na wysłużony, dwułożyskowy młynek, który pamiętał chyba jeszcze czasy istnienia kilkunastu okręgów PZW. Nie oferował niczego nadzwyczajnego, często pracował głośno jak traktor, jednak nasza relacja oparta była na sentymencie. Zrozumiałem to dopiero wtedy, gdy plastikowy korpus pękł na kilkustopniowym mrozie. Równoczesne poczucie smutku i ulgi umocniło mnie tylko w przekonaniu, że trzymało mnie przy nim jedynie przyzwyczajenie. Mówiąc w skrócie, tamten kołowrotek finalnie znalazł się w śmietniku, a jego miejsce zajęła właśnie Manta II Drop Shot – kołowrotek teoretycznie z podobnej półki cenowej co poprzedni, ale jednak diametralnie różny pod względem budowy.

IMG_0445

Konstrukcja – 3 ważne cechy
Skupmy się na tym, co rzeczywiście istotne. Według mnie, kołowrotek przeznaczony do zimowych wypraw nad rzeki czy strumienie, powinien posiadać określone właściwości.

Zacznę od najważniejszego moim zdaniem punktu, czyli budowy. W przypadku Manty w oczy rzuca się przede wszystkim korpus typu slim body, który pozytywnie wpływa na sztywność całej konstrukcji. Jak część z Was zapewne wie, dawniej nie przykładano wagi do tego, czy korpus jest spasowany z elementami wewnętrznymi, czy też nie jest. Wyszczuplenie całej konstrukcji powoduje, że nie tylko traci ona na wadze, ale również jest lepiej wyważona i co istotne bardziej zwarta, przez co zyskuje większą sztywność i odporność na przeciążenia. Tak dzieje się w przypadku Manty II Drop Shot (FD1020i), która pomimo niewielkich rozmiarów nie stęka nawet podczas holu większej ryby i przy niskiej temperaturze.

IMG_0456

Kolejnym istotnym rozwiązaniem jest zabezpieczony przed działaniem wody hamulec. Tę cechę Manty cenię sobie wyjątkowo, ponieważ lubię (a czasem nawet jestem zmuszony) łowić klenie ze stanowiska w wodzie, przemierzając w woderach mniej lub bardziej głębokie rzeczki. Każdy, kto ze spinningiem ukierunkowanym na klenia miał już trochę doświadczeń wie, jak istotny okazuje się dobrze pracujący hamulec. W Mancie II mam to, czego potrzebuję – system zabezpieczający hamulec przed wodą, który, co istotne, naprawdę działa. A przecież to tylko mała uszczelka.

IMG_0455

Rzecz trzecia, bez której nie wyobrażam sobie dobrego kołowrotka pod zimowe okonie czy klenie, to duża ilość dobrej jakości łożysk. Tak, wiem – czytając to teraz, wzburzają się niektórzy wędkarze, dla których dobry kołowrotek to i na jednym łożysku działa jak trzeba. Ale prawda jest taka, że te 10 (!) płynnie pracujących w Mancie II łożysk zapewnia bezawaryjną i naprawdę cichą pracę przy minusowych temperaturach. Nie twierdzę, że zasadniczo wpływa to na wędkarski wynik nad wodą, choć możliwe, że pośrednio w jakimś
stopniu się na niego przekłada. Twierdzę natomiast, że przyjemność kręcenia tym młynkiem jest ogromna, mimo że obecnie w styczniu palce przemarzną nam do kości.

IMG_0461

W terenie

Dopiero tutaj Manta pokazuje, na co naprawdę ją stać. Jej lekkość i niewielkie rozmiary sprawiają, że przy odpowiednio dobranym kiju (najczęściej korzystam z niej w połączeniu z wędką Viper SL) można nią łowić naprawdę długimi godzinami, bez obaw o zmęczenie dłoni. Kołowrotek pracuje płynnie, równie dobrze w mroźny czy deszczowy dzień. Za minus uznałbym niekoniecznie ergonomiczną stopkę do mocowania, jak na tych rozmiarów kołowrotek jest ona stosunkowo duża. Nie do każdego wędziska Manta II będzie pasować – niektóre, nakręcane uchwyty wchodzą na nią bardzo opornie i nie da się dokręcić ich maksymalnie mocno. Na usprawiedliwienie tego faktu dodam, że dotyczy to tylko pewnej grupy super delikatnych okoniówek, a przecież nie z myślą o nich Mantę II tworzono. Jak na tak niewielki kołowrotek, zaskakująca okazuje się także duża moc przekładni, która pozwala na korzystanie z cięższych i większych przynęt podczas szukania okoni na głębokiej wodzie i sprawia, że nawet z większa rybą na wędce, możemy pozwolić sobie na hol siłowy.

IMG_0460

Podsumowanie
Manta II to dobry kołowrotek za rozsądne pieniądze. Na rynku można znaleźć kilka innych, podobnych konstrukcji, z którymi Manta wygrywa przede wszystkim za sprawą 5-letniej gwarancji. Z rzeczy kwalifikujących się na minus, muszę wymienić brak szpuli zapasowej – zwłaszcza, że w pierwszej generacji Manty I dodawano aż dwie, wykonane z aluminium. Przy tak szerokim spektrum zastosowań tego, bądź co bądź, świetnego kołowrotka, warto byłoby dorzucić przynajmniej jedną dodatkową szpulę. Nawet, jeśli miałaby przez to wzrosnąć nieznacznie jego cena.

Jak na kołowrotek w cenie do 200 zł, jest on dobrą i zdecydowanie wartą uwagi propozycją, tym bardziej, że sprawdzi się na zimowych wyprawach. Z czystym sumieniem mogę więc go polecić.